czwartek, 31 lipca 2014

Literacko...

Pewna, młoda zielonogórzanka postanowiła nie pisać "do szuflady" i podzielić się swoimi wierszami z całym światem. Oprócz tego postanowiła również rozwijać swój kunszt literacki i kształcić się w tym kierunku. W tym celu zapisała się do zielonogórskiego "Stowarzyszenia Jeszcze Żywych Poetów".
W 2012 roku został wydany Jej pierwszy tomik wierszy. Odbyło się kameralne spotkanie (w którym miałam przyjemność uczestniczyć) celebrujące to wydarzenie. Tomik wydany "na prędce", ale tak właśnie trzeba było uczynić. Na spotkaniu panowała bardzo radosna atmosfera. Były oklaski, gratulacje i dedykacje...



Tydzień temu brałam udział w uroczystości promującej drugi tomik wierszy tej autorki. Pięknie i profesjonalnie wydany. Spotkanie odbyło się w dużo szerszym gronie, a jakoby po tysiąckroć mniejszym. Atmosfera była bardzo uroczysta i podniosła, ale do radość to jej dużo brakowało. Były oklaski, ale przede wszystkim cisza.





Ta wymowna cisza przerywana raz po raz czyimś szlochem...
Te wiersze czytane poprzez łzy...
Zabrakło dedykacji...
Zabrakło bohaterki wieczoru...
Data - 25 lipca, pierwsza rocznica śmierci Emilii Grzelak...





Emilka zmarła po półtorarocznej walce z rakiem mózgu. I pytać nie będę: "Dlaczego Ona?'", "Dlaczego w tak młodym wieku?", "Dlaczego zabrakło tak pięknego człowieka?" Na cóż zdadzą się te moje pytania?
Jedyne co można zrobić to celebrować życie, tak jak miała to w zwyczaju Emilia. Uśmiechać się do ludzi, pokonywać przeciwności losu, być pięknym wewnętrznie, pracować z pasją, wierzyć w swoje marzenia...





środa, 30 lipca 2014

Muszkowo...

Do Zielonej Góry zawitał pewien bardzo bliski memu sercu Jegomość :-) I jako, że w ciągu dwutygodniowego pobytu tutaj, odbędę się dwie bardzo ważne dla Niego uroczystości (roczek [już za nami] i chrzest) musi być Francja-Elegancja :-)
Ciocia wyprodukowała w związku z powyższym trzy muszki, aby rodzice mieli do wyboru, do koloru :-) Niestety jak to bywa z zabieganymi rodzicami, zapomnieli oni poinformować swoją "nadworną krawcową", że w ostatniej chwili zmieniła się kolorystyka urodzinowego stroju.
Cóż, jakoś to przeżyję :-)


wtorek, 22 lipca 2014

Weekendowo...

W tym roku wakacje zaplanowane na drugi wakacyjny miesiąc nad Morzem Bałtyckim. No, ale jak to w Polsce bywa - pogoda może być raczej gorsza niż lepsza. Tym bardziej, że lipiec rozpieszcza, więc sierpień pewnie sobie odpuści.
Mając w głowie takie przemyślenia postanowiłam się pięknie uśmiechnąć do Męża namawiając Go na weekendowy wyjazd na północ Polski. Namawianie odbyło się w środę, kiedy to wszyscy gwarantowali słoneczną pogodę. Od środy do soboty nie jest wcale tak odlegle, więc przewidywania mogą mieć rację bytu. No to skoro pogoda zagwarantowana, a wyjazd weekendowy to pod namiot, co by frajdę Dziecku sprawić :-) Męża mego raczej nie jest łatwo przekonać do takich akcji (codzienna praca wymagająca pokonywanie wielu kilometrów samochodem jest tego głównym powodem), ale tym razem poszło jak z płatka :-) Dużym argumentem była nowa trasa, dzięki której droga nad morze jest szybka i przyjemna.
Ciach prach, namiot pożyczony, śpiwory spakowane, materace gotowe - no to jedziemy. Ano właśnie problem w tym, że nie jedziemy, tylko stoimy w korkach. Okazało się, że zbyt sobie pochlebiłam, że jestem genialna wpadając na pomysł weekendu nad morzem, bo wpadło na niego "pół" Polski :-( Po dwóch korkach Mąż mój (bohater domu :-) ) zmienił trasę i dzięki temu dojechaliśmy do celu w ciągu "tylko" 6! godzin. Ale wiecie co? Było warto! Ten błysk w Pauliśkowym oku, ta niemożność ustania w miejscu, to bieganie po plaży do wody i z powrotem, to nieradzenie sobie z radością z pobytu w tym miejscu. O tak! Dla tego widoku było warto!







sobota, 12 lipca 2014

Rocznicowo...

Ona...
Z natury pedantyczna lubi ład i porządek.
Chętnie spaceruje.
Preferuje wieczory przy lampce wina.
Zatraca się w książkach.
Nie lubi gotować i nie zawsze jej to dobrze wychodzi.
Nie odmawia deseru o żadnej porze dnia.. i nocy też.
Niepoprawna marzycielka.

On...
Z natury artysta - nie zważa, że ubrania powinny być w szafie, a nie na łóżku.
Domator.
Smakosz piwa.
Zdobywa nowe poziomy w grach komputerowych.
Pichci kiedy tylko może i zachwyca smakami.
Należy do tych co z ciasta to najbardziej lubią schabowe.
Rozsądny realista.

Oni...
Małżeństwo od 6 lat.



Kubki - Spod Lady do nabycia tu

wtorek, 8 lipca 2014

Urodzinowo...

Myślicie, że 4 dni świętowania czwartych urodzin dziecka to przesada?
Zgadzam się, przesada!
Jednak u nas tak wyszło :-) Dwa dni zafundowaliśmy Córci my - Jej rodzice. Dwa kolejne podarował los :-)
W dniu właściwych urodzin zaprosiliśmy Dziadka, Babcię i Ciocię. No i przyszli, ale bez Babci, bo musiała tego dnia pracować :-( Przyszła w dniu następnym - i tak oto mamy już dwa dni świętowania :-)
Trzecia imprezka to zabawa w gronie "dzieciatych" przyjaciół. Dzięki uprzejmości moich rodziców mogliśmy zorganizować "gardenparty". Było gwarno, radośnie i przesympatycznie. Bardzo dziękujemy wszystkim Gościom za przybycie. Jesteście wspaniali!!!
Czeka nas jeszcze (czwarty - o zgrozo!) urodzinowy dzień - przedszkolny. W przeddzień urodzin Paulinki dostałam maila od Jej wychowawczyni, że jest na urlopie i mamy się zastanowić czy poczekamy na powrót. Oczywiście, że poczekamy! Wszak to pierwsze urodziny, które będzie świętowała wraz z grupą przedszkolną. Wszystko musi być tak jak należy :-) A wiadomo, że jest tak jak należy jak jest ukochana Pani. Tak, więc cukierki "śpią" w szafce i czekają cierpliwie na przedszkolne "Sto lat..." :-)






















Torty:
- owocowy - ja :-)
- Minnie - InezDulces. Bardzo dobry, polecam. Zamawialiśmy tam już trzeci raz i na pewno nie ostatni.
- ozdobny papierowy na okno - koleżanka. Dziękuję, Halinko!!!
Obrus Minnie - prezent od siostry z Anglii. Dziękujemy!!!
Girlanda, kubki, talerzyki, serwetki, słomki myszki, papilotki do muffinek, pudełka na podziękowania dla gości, opaska i medal Pauli - Partybudziki
Muffinki - ciocia Ania. Dziękujemy!!!
Ciasto, wafelki, kompot - ja :-) 


środa, 2 lipca 2014

Pożegnaniowo...

Zeszły tydzień to tydzień pod hasłem "Żegnamy się".
Zaczęło się od poniedziałku - od pożegnania ze szpitalem.
Zakończyło się na piątku - na pożegnaniu z IIIb.
Zaczęło się - radością i ulgą.
Zakończyło się - łzami i tęsknotą.

O ile wiadomość o wyleczeniu Pauliśkowego zapalenia płuc i możliwość opuszczenia szpitala była radosna, o tyle pożegnanie z moimi uczniami już takie nie było.

Niby swoje lata mam, niby do trzech liczyć umiem, niby wiedziałam, że to nasz ostatni dzień, a jakbym jednak na to nie była przygotowana.
Niby człowiek wie, że taka jest kolej rzeczy. Niby to tylko praca. Niby to obcy ludzie.
Ale...
Ale jak tu bez emocji pożegnać się z 16-stką maluchów, które widywało się przez ostatnie trzy lata prawie codziennie przez pięć godzin. No nie da się! Przynajmniej ja nie dałam rady.
Były łzy wzruszenia i głos uwięziony w gardle.
Były kwiaty, upominki, dyplomy.
Dostałam tego dnia cały ocean ciepłych słów i wiary, że to co robię ma sens.

Dziękuję!
Dziękuję tym młodym ludziom, za ich radość, spontaniczność i te wszystkie piękne chwile, które dane nam było razem przeżyć.
Dziękuję rodzicom na których zawsze mogłam liczyć, którzy stawali za mną murem w kryzysowych sytuacjach, którzy popierali moje pomysły i sami proponowali różne działania. To była współpraca na szóstkę!