poniedziałek, 23 czerwca 2014

Tata, Tatuś, Tatulek...

Tata...
Pierwszy mężczyzna w życiu każdej dziewczynki. W moim i moich sióstr również.
Oj nie miał z nami łatwo, nie miał. Cztery "baby" w domu i On sam - jeden, jedyny mężczyzna w tym gronie. Ale my (te baby) nigdy nie odczułyśmy tego niełatwo. 
Mój Tato, aby zarobić na dom i nasze utrzymanie zmuszony był emigrować. Były czasy kiedy miesiącami nie było Go w domu, ale i takie, kiedy wracał co piątek na cały weekend.
Pamiętam to doskonale! Piątkową "Wieczorynką"  były wtedy "Muminki". Tego dnia mogłyśmy z siostrami po bajce, zamiast do łóżek, wyjść przed blok i oczekiwać przyjazdu Taty.
Nigdy, ale to nigdy, Tata podczas tych weekendów nie uskarżał się, że jest zmęczony, że przyjechał do domu po ciężkim tygodniu pracy, że musi odpocząć. Wręcz przeciwnie! Bawił się z nami nieustannie i na wszystko (oczywiście ku niezadowoleniu mojej Mamy) pozwalał :-)
Zimą były sanki i narty, latem działka i jezioro...
Pamiętam jak po obiedzie Tata kładł się na podłodze, bo kanapa nie była na tyle duża, aby mógł przytulać nas wszystkie jednocześnie.
Tato, bardzo Cię kocham!!!

Tata...
Od ponad czterech lat w moim życiu jest kolejny Tata. Nie mój. Mojej Córki. I wszystko wskazuje na to, że Ona także będzie mogła wspominać cudowne dzieciństwo ze swoim Tatą.

Nowy obraz do przedpokoju :-) 

PS Dziękujemy cioci Hani za dostarczenie do szpitala materiałów potrzebnych do wykonania prezentu :-)

czwartek, 19 czerwca 2014

Szpitalnie...

Szpital...Oddział dziecięcy...
Godzina 5:30 - zaczyna się dzień.
Za oknem wstało już słońce, więc dozorca może dmuchawą sprzątać liście.
Na oddział wkroczyła nowa zmiana, a nocna zabiera się do wyjścia. Większość to pielęgniarki w butach na obcasach "pięknie" stukających o płytki. Jedne przebierają się w ubrania służbowe, drugie w prywatne. Niestety ani pierwsze ani drugie nie potrafią docenić cudu techniki jakim jest klamka.
W międzyczasie pojawiają się panie salowe ze swoimi wózkami o metalowych kółkach. Sprytnie rozdzieliły między sobą obowiązki. Najpierw do sali wchodzi pani zabierająca śmieci. Nie zważając na śpiące dziecko, stuka koszem jakby nigdy nic-w końcu tak jest szybciej. Wychodząc zapomniała, że sala jest wyposażona w drzwi. Po chwili pojawia się pani myjąca umywalki. Ona także nie dostrzega drzwi. Idąc do następnej sali postanawia skonsultować swoje czynności z panią, która myje podłogi dwie sale obok. No cóż, doszkalanie się ważna rzecz. Niestety pani od podłóg chyba nie jest kompetentna do udzielania rad, gdyż ona także drzwi nie zauważa.
Popołudniowa drzemka mojej córki odbywa się przy wrzaskach chłopca z sali obok. Po ataku złości następuje chęć na bieganie po korytarzu z okrzykiem radości. Następnie przestawianie krzeseł dziecięcym sposobem czyli szurając po podłodze. Potem znowu przypływ radości i zabawa w berka. Kolejny etap to tupanie i kłótnia z mamą. I tak naprzemiennie przez cały dzień.
Godzina 22:15-pani pielęgniarka nadal nie dostrzega klamek. A może by tak wezwać policję do zakłócania ciszy nocnej?
Czy tylko ja mam wrażenie, że to nie tak powinno wyglądać?


Gdyby ktoś dopatrzył się w powyższym tekście narzekania to uświadamiam, że nie taki był jego cel. Pomimo tych wszystkich niedogodności nie zamierzam się uskarżać, ponieważ to co najważniejsze jest takie jak być powinno, a nawet lepsze niż się spodziewałam. Nasza Pani Doktor i jej zaangażowanie zasługuje na pochwałę!!!
Poza tym Paula ma tylko/aż zapalenie płuc. To nie koniec świata. Są gorsze diagnozy. Nasza została postawiona na drugi dzień po przyjęciu nas na oddział, co też nie zawsze jest takie proste. Od tego momentu wiadomo jak i na co leczyć. A to naprawdę dużo. 
Panie pielęgniarki (nawet ta "klamkowa") jak przychodzą do małych pacjentów mają dla nich dobre słowo, uśmiech i cierpliwość. To także zasługuje na pochwałę.
Znając realia polskich szpitali, możemy się cieszyć, że mieszkamy w Zielonej Górze i do tego szpitala trafiliśmy. Rodzic dostaje swoje łóżko i może cały czas przebywać z dzieckiem. Może korzystać z łazienki i ubikacji - co wcale nie jest takie oczywiste w innych szpitalach. Najmłodsi pacjenci ulokowani są w izolatkach gdzie jest prywatna ubikacja dla rodzica i wanienka dla dziecka. Paulinka już się do nich nie zalicza, ale ponieważ na oddziale nie ma zbyt wielu pacjentów możemy być sami w sali. Nowi pacjenci dostają puste sale. 
Mogą nas odwiedzać goście i nikt ich z sali nie wyprasza. Możemy wychodzić na spacery, co prawda tylko na terenie szpitale, ale zawsze to coś.
Dzięki temu wszystkiemu Paula mówi, że podoba jej się w szpitalu i, że czuje się jak w domu. Myślę, że takie odczucia bardzo dobrze wpływają na samopoczucie maluchów, a co za tym idzie także powrót do zdrowia.
Szpital to jednak szpital i ja w ogóle nie czuję się tam jak w domu. Odliczam dni do poniedziałku, kiedy to przy dobrych wynikach wypiszą nas do domu. 

W czasie pisania tego tekstu szpitalny dyżur nad Paulą objął Mąż, gdyż ma długi weekend, a ja idę do pracy nadrabiać tygodniowe zaległości.

niedziela, 8 czerwca 2014

I Ogólnopolskie Targi Dobrego Jedzenia

W sobotę 7 czerwca w ramach współpracy fundacji Lyada i Family Cafe, miałam okazję prowadzić Strefę Dziecka na I Ogólnopolskich Targach Dobrego Jedzenia.


Wspólnie z dziećmi robiliśmy zdrowe, warzywne pizze :-)


Tuż przed  rozpoczęciem...


Po otwarciu drzwi dla zwiedzających praca była w nieustającym toku. Dzieciaczki bardzo chętnie i pięknie wykonywały swoje pizze. Każdy zabrał swoje dzieło do domu, aby je zawiesić na lodówce dla przypomnienia zdrowych składników pizzy :-)

    
Moja zmienniczka i moje wsparcie :-)


Nieustannie moim działaniom dzielnie towarzyszy Mąż (fotki jego autorstwa) i Córcia :-)



Obszerniejsza fotorelacja tutaj.

Oczywiście będąc w takim miejscu nie obeszło się bez  zakupów. Kupiliśmy pyszną swojską kiełbaskę i idealny do picia na upały naturalny kwas chlebowy :-)
Dla Karoliny, maniaczki chałwowej kupiliśmy chałwę lnianą. Zachwyciła się jej smakiem i naturalnym składem, a nie łatwo jej dogodzić, więc z czystym sumieniem polecam także Wam.
Chałwa do kupienia tu.


Groszkowo...

W tym roku z okazji Dnia Dziecka, postanowiłam samodzielnie wykonać prezenty dla najbliższych mi dzieciaczków.
Córcia dostała opaskę i spineczkę, Siostrzenica opaskę. Mucha powędrowała do M., czyli jak twierdzi Jego Mama do mojego zięcia :-) E. została obdarowana broszką.
Pomimo kilku mankamentów dzieciaczki z prezentów zadowolone, więc będę robić więcej, co by się wyćwiczyć i niedociągnięcia wyeliminować :-)